Mała uwaga. Zdjęcia są duże dlatego siedzą w spoilerach.
Podróż rozpoczęła się z serca Mazur w kierunku Pasłęka, naszego rodzinnego punktu wypadowego, gdzie mamy małe mieszkanie po babci. Po drodze jednak postanowiliśmy zwiedzić miejscowość, którą mijam przez całe życie podróżując do Pasłęka, a nigdy naprawdę nie udało się zatrzymać i zwiedzić tej wspaniałej mieściny jaką jest…
Lidzbark Warmiński
Miasto jest malowniczym punktem na mapie zamków krzyżackich w Polsce. Wspaniale odrestaurowany zamek łączy doskonale inwestycje prywatne z krzewieniem kultury w postaci ciekawego muzeum historycznego. Część widowiskowa przedzamcza z fosą widoczna z głównej drogi biegnącej przez miasto w kierunku Ornety jest w posiadaniu prywatnym, znajduje się w niej hotel o wysokim standardzie. Zamek właściwy znajduje się głębiej w trzewiach zabudowań warowni, lecz i on nie ustępuje pięknu spłaconemu z rąk prywatnych.
Lekki spacer pośród mostków, kwiatów, fosy mokrej oraz części parkowej poprzez dziedzińce przedzamcza, oraz same zamczysko z częścią historyczną zajmuje około trzy godziny. Jest czas na ławeczki, kontemplację oraz wybór odpowiednich kadrów dla fanów fotografii.
Wartą wspomnienia i poświęcenia większej ilości czasu jest stara część miasta, która daje niesamowitą inspirację i wgląd jak można wykorzystać pieniądze by połączyć co stare i zniszczone z tym co nowe i funkcjonalne.
Kolejnym, właściwym etapem podróży jest…
Stegna
Naszym docelowym miejscem podróży jest Stegna, a właściwie okoliczne lasy. Chcieliśmy skorzystać z okazji do biwakowania w surowym lesie jaką daje program „Zanocuj w lesie” organizowany przez Lasy Państwowe. W telegraficznym skrócie, jest to program, który umożliwia rozbicie się namiotem w lesie na obszarze specjalnie do tego wyznaczonym, udostępnionym w aplikacji mBDL Lasów Państwowych. Takie biwakowanie jest możliwe bez zgłaszania do żadnych władz (jeżeli nie trwa dłużej niż dwie noce) oraz jest w pełni darmowe (nie licząc opłat za parking, bo do lasu autem wjechać nie można). Do tego, na niektórych obszarach dozwolone jest korzystanie z butli gazowej (m.in. w Stegnie).
Tu już nie było tak pięknie i kolorowo, jak w poprzednich miejscach. I nie mam na myśli pogody, która była bardzo zmienna z przewagą brzydkiej i zimnej.
Pierwszym problemem jaki napotkaliśmy było odnalezienie miejsca w lesie, które nie było… obsrane. Naprawdę. Ten kolokwializm jest delikatną formą tego co zastaliśmy na miejscu. Hałdy śmieci, po prostu hałdy, puszki po piwach, butelki, stare ubrania i gówno. Wszędzie gówno. Obeszliśmy las wzdłuż plaży ok. 2 km oraz wgłąb lądu 1 km i nie było miejsca, które nie miało w promieniu metra kupki śmieci lub fekaliów.
To jest obraz nędzy i rozpaczy. Obraz Polaka, którego nie stać zapłacić 3 zł za toaletę, która jest 10 m od wejścia do plaży. Obraz dumnego polaka, któremu szlachecka ręka uschnie jak śmieć do kosza wyrzuci (a było tych koszy wtedy więcej niż samych ludzi na plaży!). Nie wspomnę już o brudnej plaży, pampersach, skarpetach, butach, laczkach… Na samej plaży również stały ToiToi, no dramat po prostu. Pewnego razu widziałem nawet jak kobieta wysikiwała swojego kaszojada za budynkiem toalety!
Już się nie dziwię dlaczego zachód europy traktuje nas jak wieś. Bo ta polska wieś niczym nie różni się od pójścia i wysrania się za stodołą do dziury. Ba, sranie do dziury ma jakiś sens, ten las nie. Jak wspomnę sobie moje podróże nad niemiecką część Bałtyku i porównam to z obecnym obrazem Stegny, to Polsce bliżej jest do Pakistanu niż do Europy.
Przepraszam za ten wywód, ale ja, który żyję z naturą od urodzenia, nie mogę znieść takiego widoku. Już sobie przypomniałem dlaczego nie jeżdżę nad polskie morze.
Wróćmy teraz do tych bardziej przyjemnych wrażeń ze Stegny. Szum lasu, szum morza, skąpa ilość plażowiczów i roznosicieli gówna i śmieci pozwolił wyciszyć się i rozkoszować spokojem natury. Zmienna pogoda odstraszyła nieco parawaniarzy, dlatego można było swobodnie przemieszczać się wzdłuż nabrzeża. Był czas i sposobność zrobić kilka fajnych zdjęć, puścić latawiec czy wziąć gofra bez stania w kolejce. Z kąpieli morskiej jednak zrezygnowaliśmy ze względu na słabą pogodę. Co do cen i „paragonów śmierci”, jest w tej legendzie ziarno prawdy. Zwykły suchy gofr jest o połowę droższy nad morzem niż w Giżycku, żywienie zasadnicze organizowaliśmy we własnym zakresie w obozowisku.
Miałem również ciekawą przygodę ze strażnikami przyrody. Patrol Straży Leśnej nawiedził nasze obozowisko (możliwe, że z powodu mojego wojskowego maskowania stanowiska, na fali ostatnich doniesień o uchodźcach). Panowie pod bronią próbowali się mnie pozbyć z lasu za nielegalne koczowanie, ale jak to mawia mój brat (też leśniczy), „świadomy i zorientowany turysta jest kompromitacją dla leśnika”. Panowie nawet nie wiedzieli o istnieniu takiego programu jak „Zanocuj w lesie”, próbowali mnie omandacić za butlę gazową, ale po kontakcie z centralą skończyło się na „miłego wypoczynku”. Co ciekawe, wcześniej już rozmawiałem z właścicielem leśnego parkingu nt. rozbijania się w lesie, dowiedziałem się, że nie jesteśmy pierwsi, którzy tu rozstawiali swoje namioty, więc Straż Leśna powinna być zorientowana w tym temacie.
Tak minęły trzy dni, bilans zysków i strat był mniej więcej równy. Zyskaliśmy cenne chwile obcowania z naturą, złapaliśmy jedno ukąszenie kleszcza, z drugiej strony zaś, straciliśmy resztki szacunku do rodaków, jedną linkę w hamaku (jakiś nocny zwierz ją chyba przegryzł) i trochę pieniędzy na straganach z chińską tandetą.
Czas wracać, do miejsca gdzie spędziłem większość swoich dziecięcych wakacji u babci…
Pasłęk
Wróciliśmy więc do miejsca mojego dzieciństwa. Bajkowa miejscowość, która jest tak cicha i spokojna, że aż trudno uwierzyć w dzisiejszych czasach, że takie miejsca jeszcze istnieją. Sielankowa atmosfera życia niemal wiejskiego w cieniu wspaniałej warowni, która tak naprawdę nie jest sercem miasta. Jego prawdziwym sercem są wąskie kamieniste uliczki ozdobione kolorowymi kamienicami, pełne kwiatów donice i niepodobna miastu cisza. Szczerze Was drodzy czytelnicy zapraszam do tego miejsca na przechadzkę wzdłuż murów zamkowych, a w szczególności na zapuszczenie się bez map i nawigacji w wąskie i kręte uliczki spadające z zamku w bliżej nieznanym kierunku. W Pasłęku trudno się zgubić, ale łatwo znaleźć przepiękne widoki i atrakcyjne miejsca na niekończące się spacery. Czas tu niewyobrażalnie zwalnia zakrzywiając prawa fizyki. No i jest lodziarnia, która wg mnie sprzedaje najlepsze lody na świecie. Szczerze polecam spróbować lody z maślanki z poziomkami. Nie powiem gdzie jest, bo to tajemnica, ale każdy przechodzień w Pasłęku wam wskaże drogę!
P.S: Jutro ostatni dzień w Pasłęku, odbędzie się jarmark historyczny z którego na pewno wrzucę tu kilka zdjęć.
Edit:
Czym się różni zbroja płytowa ciężka od zbroi lekkiej i jakie są ich atrybuty? Dlaczego bursztyn obecnie obrabiany maszynowo jest specjalnie selekcjonowany, i dlaczego kiedyś obrabiano nawet najgorszy bursztyn? Jakie zioła są lepsze dla żołądka i inne gorsze na zgagę? Które europejskie miasto posiada najbardziej zeksplorowaną archeologicznie starówkę i dlaczego hitlerowcy temu projekowi nieświadomie pomogli? Dlaczego igła kuta żelazna od igły wykonanej z żebra wieloryba była bardziej wartościowa? Czym jest notes z wosku i dlaczego został znaleziony na dnie kloaki?
Tych i wiele innych ciekawostek historycznych można się dowiedzieć na Jarmarku św. Dominika w Pasłęku. Stragany, historia średniowiecza i przekrój kulinarny regionu w zaledwie kilka chwil wciąga przechodnia w wir szczęku żelaza, dźwięku lutni i zapachu ziół miarodajnie się przeplatających w blasku letniego słońca. Skromna atmosfera lokalnej imprezy epatuje aromatem wieków minionych, a to wszystko w zupełnie nikomu nieznanym mieście na obrzeżach Pomorza i Warmii.