Jestem tutaj stosunkowo nowy, ale chciałem podzielić się pewnym przepisem, który troszeczkę "cofnął mnie w czasie".
Będąc swego czasu w pewnej restauracji w moim rodzinnym mieście, natrafiłem na ciekawy napój robiony na miejscu, o enigmatycznej nazwie "Irish Lemonade". Jego delikatnie słodki, mocno kwaśny i orzeźwiająco-miętowy smak obudził w mojej głowie pewną myśl. Myśl, że może podobny smak udałoby mi się skopiować w postaci liquidu. Kurczę, lista składników jest podana w karcie, więc czemu by nie spróbować. Co prawda stężenie poszczególnych elementów nie jest znane, ale smaki całkiem-całkiem, więc nic niedobrego z tego wyjść nie ma prawa.
Jako, że kobiecie mojej smak ten również przypadł mocno do gustu, to i ona postanowiła go skopiować. Ale w postaci napoju, na te upalne dni. Spróbowałem i oniemiałem! To było to! Jakże mocno mi to ułatwia sprawę, bo teraz poznam procentowy stosunek poszczególnych smaków wobec siebie! No więc wziąłem się do dzieła. Ale moment, czytający pewnie się zastanawia, z czego w ogóle ta lemoniada była zrobiona. Sprawa prosta: sok jabłkowy, sok ananasowy, odrobina grenadyny i mięty oraz lód. Dużo lodu.
Znając mniej więcej ilość wszystkiego zabrałem się za robotę. Przygotowałem 4 butelki, o różnych stężeniach, tak na próbę. Wszystkie poczekały około 7 dni, żeby się tam ładnie wszystko posmaczyło. Ta najlepsza miała taki oto skład:
- zielone jabłko TPA - 5%
- soczysty ananas TPA - 6%
- granat Capella - 1%
- coolada Inawera - 0,5%.
Baza 50/50 i tyle.
I wiecie co? W ogóle nie smakowało to tym napojem, ani trochę. Ale smakowało lepiej, przynajmniej dla mnie. Bo tu wróciłem w czasie do dzieciństwa. To takiej balonowej gumy w rolce. To był właśnie taki smak. Taka pyszna guma z delikatną nutą chłodu. Dla mnie to było coś. Coś fajnego, świeżego, ale jednocześnie znanego. Zadziwiająco mało słodkie, rześkie, lekkie i przyjemne. W sam raz na te letnie dni.
Jeśli ktoś dotrwał do końca to w gratisie przepis na tę lemoniadkę w wersji do picia:
- 1l soku jabłkowego
- 1l soku ananasowego
- odrobinę soku z granatu, tak żeby nabrało ładnego, różowego koloru
- dużo lodu.
Mięta pomijalna, bo w zasadzie nie było jej czuć.
Jeśli ktoś przeczytał to dziękuję za uwagę, polecam spróbować zarówno wersji do chmurzenia, jak i do picia