Może zacznijmy od początku, bo zarzucono tu jakoby temat się rozjechał, a poniekąd byłem tego prowodyrem. Pierwej napisałem zdanie:
roll_nick pisze:(...)
Przyszła mi do głowy jeszcze jedna dygresja, aczkolwiek w odniesieniu stricte do boxów, parowników, drutów, liquidów itp - jakby nie spojrzeć, i jak bardzo nie chcielibyśmy się czasem do tego przyznać, jest to w dalszym ciągu nałóg. Abstrahując od tego ile "zdrowszy", jak smaczniejszy czy pachnący, to nadal nałóg. Nałogowiec zawsze znajdzie tysiąc powodów dla usprawiedliwienia własnej słabości.
(a inna sprawa jest taka- większość z nas już tyle zaoszczędziła na śmierdziuchach- czy nie jest przyjemnie od czasu do czasu trochę pofolgować własnej próżności za oszczędzone pieniądze? O proszę, jakie kolejne ładne usprawiedliwienie... )
Skoro sięgnięcie do Wikipedii nie jest, jak widzę, nietaktem, to proszę:
Dygresja, inaczej wtrącenie - odejście od głównego tematu narracji lub wypowiedzi. Dygresja polega na okresowym wprowadzeniu wątków luźno lub wcale niezwiązanych z podstawową treścią utworu lub wypowiedzi.
Nie zarzucajcie mi więc proszę odejścia od zagadnienia, jeśli to na wstępie zaznaczam . Chyba że nie wolno.
Innymi słowy może spróbuję teraz - sensem mojej wypowiedzi było to, że będąc nałogowcami nieco "łatwiej" nam podjąć decyzję o wydaniu (ciężej lub lżej, nieistotne) zarobionych pieniędzy na kolejnego moda, który częstokroć nie jest nam niezbędny. O tej samej potrzebie zresztą pisał @ Tommy Black i to samo robił tytułowy Diderot. Nieco krócej zastanawiamy się nad zakupem niż nakazuje logika i zdrowy rozsądek, ponieważ kieruje nami nie tylko chęć posiadania, hobby, ale po części (choćby i w 1/100) uzależnienie w większym lub mniejszym stopniu. Ale nadal uzależnienie, a to to samo co nałóg (nawet Wikipedia przekierowywuje ). Potrzebujemy też sprzętu niezawodnego, możliwie jak najlepiej pielęgnującego naszą potrzebę chmurzenia.
Zostało to skomentowane przez @ adamsud takim oto dictum:
adamsud pisze:“(...) Wybacz kolego @ roll_nick, ale zupełnie się nie utożsamiam ze sformułowaną przez Ciebie tezą. Nałogowo oznacza: byle jak, byle z kim, w każdej okoliczności. Tymczasem ja (myślę, że wielu z nas) się tymi gadżetami bawię.
..na co odpowiedziałem, sypiąc przykładami (notabene- Adam, oczywiście że dostrzegam różnice. Naprawdę nie rozumiesz kontekstu moich przykładów?), że i owszem, jest uzależniony, jeśli nie spełnia któregokolwiek z 3 założonych przez niego kryteriów. Prościej i dobitniej rzecz ujmując- jeśli boxa ma zazwyczaj w kieszeni, i sięga po niego co jakiś czas, to jest to jego "byle jak" i basta
A tym samym wyczerpuje znamiona jego definicji nałogu.
Później jednakże wypowiedź została rozszerzona o:
"
ale to dopiero było później. I z tym nie sposób się nie zgodzić, w sensie że to karygodne czynności. Ale zarówno tak jak i one, tak samo pamiętanie przed wyjściem rano z domu do pracy o zabraniu do kieszeni moda, świadczy o uzależnieniu. Skala oczywiście kosmicznie inna, ale od samego początku podkreślam że nie o stopień uzależnienia mi chodzi, ale o sam fakt jego bytu i współistnienia w tyle głowy podczas zakupów włoskich atomizerów, japońskich modów czy też polskich aromatów.adamsud pisze:(...)Nałóg również dla mnie oznacza najwyższy stopień uzależnienia. Taki, który dotyka osoby nie sączące wina (mniejsza czy z kryształowego czy szklanego kieliszka) tylko "obalające" całą flaszkę z gwinta. Taki, który wymusza u palacza dymienie w pokoju przy dziecku. Taki, który powoduje upodlenie człowieka dla kolejnej działki.
To jest właśnie owe byle jak, byle z kim itd. (...)
Zresztą... ja się tu produkuję a tymczasem @ basika tak dobrze podsumowała całość, intuicyjnie wiedząc co mam na myśli:
basika pisze:(...)to nie problem i o niczym nie świadczy gdy wapujemy stojąc w korku, lub nudząc się czekając na autobus, albo mamy ochotę to zrobić na ławeczce przy ładnej pogodzie. Gorzej by było gdybyśmy nie mogli się doczekać możliwości, nerwowo szukali miejsca żeby oddać się nałogowi. Albo byśmy to robili cichaczem np. w kibelku, nie bacząc na smrodek wokół.
I nie trzeba celebrować wapowania na tarasie, ani określać dnia, czy godziny na przyjemność, aby móc twierdzić że nie jesteśmy uzależnieni, bo nie to jest ważne. Prawdziwym problemem jest PRZYMUS aby to robić już, teraz, bez względu na wszystko.
I żeby była jasność. Też uważam że jestem uzależniona, chyba już nawet nie od nikotyny, ale przyjemności z wapowania. Każdy ma swoje jakieś słabości i jeśli nikogo tym nie krzywdzi, to niech sobie dogadza.