kangaroo pisze:Tak, tylko zremisowaliśmy, ale po całkiem dobrej grze, w końcu im się chciało, czemu nie można się cieszyć z małych rzeczy?
Może nie wszyscy mają ochotę cieszyć się z żałosnych ochłapów?
Mecz ze Słowacją, który powinien dać nam trzy punkty z palcem w dupie, był żenującym spektaklem nieudacznictwa i degrengolady. Mecz z Hiszpanią zremisowaliśmy tylko dlatego, że polska reprezentacja wypruwała sobie flaki na boisku i grała na 1000% swoich możliwości. I nie ma w tym nic złego, i można to nawet pochwalić, bo tak powinno być. Problem jest jednak w tym, że nasi wypadli wyjątkowo dobrze i skutecznie na tle przeciwnika, który był wyjątkowo nieskuteczny i słaby jak na swój standardowy poziom. I to są fakty, nie ma się co łudzić i zakłamywać rzeczywistości, że nasza reprezentacja od meczu ze Słowacją stała się inną, jakąś dużo lepszą drużyną.
Teraz jest wielka podnieta, bo mamy cień szansy na wyjście z grupy. Zdobyliśmy aż 1 punkt po dwóch meczach. No pełen szacunek się należy. Nie przeczę. Przecież jesteśmy już przyzwyczajeni do idealnego w swych krągłościach zera. Kolejny mecz ze Szwecją jest dla nas o tyle korzystny, że Szwecja nie musi się histerycznie spalać, żeby wyjść z grupy. Pozostaje więc liczyć na to, że łaskawie nam odpuści w celu zachowania własnych sił na kolejne spotkania. Czyli jak zawsze zamiast liczenia na własną niewyimaginowaną a faktyczną siłę, pozostaje nam liczyć na cudowny zbieg sprzyjających nam okoliczności. Na łaskę Bożej Opatrzności. Czyż to nie jest żałosne, skoro stało się już męczącą tradycją?
Poza tym żenujące jest to, że tak nisko upadliśmy, iż dla nas wyjście z grupy jest co najmniej tak podniecającą i satysfakcjonującą perspektywą, jak dla innych narodów zdobycie pucharu. A nawet jak wyjdziemy, a raczej wypełźniemy z tej grupy pchani zbiegiem litościwych okoliczności, to wtedy pozostaje tylko modlić się o to, żeby nie trafić na drużynę, która bezwzględnie i brutalnie obnaży wszystkie braki naszej wspaniałej reprezentacji. Bo to będzie apokalipsa zrodzona ze wstydu i żenady. I oby to nie nastąpiło. A nawet jak nastąpi to przecież zawsze jakieś hurraoptymistyczne, suto zakropione gardła krzykną tradycyjne "Polacy! Nic się nie stało!". Po prostu znowu się zesrało.
Lewandowski kolejny raz przekonał mnie o tym, że nie jest żadną wielką indywidualnością w świecie piłki nożnej. Jest tylko strzelcem, który jak nie dostanie piłki idealnie na/pod siebie to sam nic nie jest w stanie zdziałać.