Witajcie
Pozwolę sobie dołączyć do Waszej konwersacji...
Karbid + puszka po olejnej... U mnie na osiedlu też była to przednia zabawa...
Dodatkowo powstała moda na robienie "wulkanów", czyli mieszanina saletry potasowej z cukrem... Mieszaninka zasypana do czegoś na kształt wulkanu (usypanego z piasku w piaskownicy) i zapłon z użyciem zapałki "Sztormówki" (pudełko kosztowało 1 zł). Pięknie się paliło i dymiło... A ile razy się ścierą dostało za podbieranie cukru z kuchni...
Ja jeszcze robiłem "mini rakietki". Od wujka przywoziłem puste gilzy po amunicji myśliwskiej z wybitymi spłonkami. Sypało się do takiej gilzy saletrę z cukrem i na wierzch kładło nabój od pistoletu startowego (potocznie zwanego "straszakiem"). i na to kawałek tekturki. W otwór od spłonki wtykało się zapałkę "sztormówkę". Do tak przygotowanej rakiety przywiązywało się kawałek patyka, wbijało w glebę i podpalało sztormówkę. Ładnie toto leciało do góry i w końcowej fazie lotu następowała detonacja naboju startowego
Ech... Fajne były czasy...
Pozdrawiam