Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » sob cze 03, 2023 2:35 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXVII

Mama mówi, że wczoraj znowu dałem popis, a ja nie bardzo wiem o co jej właściwie chodzi... o mój występ, czy o zęby dziadka...
Ale zacznę od początku...

Kilka dni temu przyjechała do nas babcia Dziunia i dziadek Poldek.
Przyjechali, żeby podziwiać mój aktorski talent, bo nasza pani wymyśliła, że zrobimy w przedszkolu przedstawienie.
Mieliśmy mówić wierszyki i śpiewać jakieś porypane piosenki.
Nie bardzo nam się podobało, że będziemy robić z siebie widowisko, ale niestety nie mieliśmy zbyt wiele do gadania.
Trzeba było zacisnąć zęby i zgrywać gwiazdy...

Dla świętego spokoju wykułem swój wierszyk na blachę.
Mama wystroiła mnie jak pajaca, ale się trochę uspokoiłem kiedy zobaczyłem, że chłopaki też mają na sobie garniturki i kurwatki.
Kiedy już wszyscy goście zebrali się w sali gimnastycznej na scenę wkroczyliśmy my.
Niedobrze mi się zrobiło, jak zobaczyłem te tłumy na widowni, ale jakoś wytrwałem.
Nie mogłem przecież wyjść na największego cykora i zwiać, co - nie zaprzeczam - chętnie bym zrobił...
No i zaczęła się ta cała szopka.

Dobrze, że ja swój wierszyk mówiłem prawie ostatni, bo w tym czasie kiedy inni pajacowali zacząłem się troszeczkę mniej bać, że będę gadał do takiej chmary ludzi.
Ale i tak kurde frans nic to nie dało, bo jak przyszło co do czego, to zapomniałem, co miałem powiedzieć.
Nasza pani, wstrętna małpa, zamiast mi podpowiedzieć, to zaczęła zakładać dziewczynom jakieś durne pelerynki do ostatniego numeru.
Zobaczyłem, że babcia Dziunia prawie płacze, więc żeby jej nie zrobić przykrości powiedziałem inny wierszyk...

"W dupce siedzi mały bączek,
Nie ma nóżek, ani rączek.
Po co trzymać bączka w dupie,
Niech se lata po chałupie".


Nie mam pojęcia dlaczego babcia prawie spadła z krzesła, dziadkowi wypadły zęby, a mama - czerwona jak burak - wybiegła z sali...
Reszta widzów zachowała się prawie prawidłowo - zaczęli bić brawo, tylko zastanawiam się, dlaczego przy tym rechotali...
Mamy o to nie zapytam, bo od wczoraj boję się do niej podejść, dziadka też nie, bo przeze mnie stracił zęby...
Ha! Z tymi zębami to była niezła heca... ale o tym opowiem innym razem...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » pt cze 02, 2023 9:59 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXVI

Dzisiaj miałem totalnie przechlapany dzień.
Zaczęło się od tego, że tata zabrał mamę na jakąś imprezkę w pracy, no i musiałem dłużej zostać w przedszkolu.
Nie byłoby tak strasznie, gdyby któryś z chłopaków dotrzymał mi towarzystwa, ale jak na złość wszyscy poszli wcześniej do domów.
Została tylko Baśka Smalec.
Siedzieliśmy jak te dwa mamucie wypierdki i zupełnie nie wiedzieliśmy co ze sobą mamy począć.

W końcu Baśka zaproponowała, żebyśmy pobawili się w doktora. Powiedziałem jej "peppa się", bo to zupełnie idiotyczny pomysł był.
"Peppa się" to nasze nowe przekleństwo, które wymyślił młody Gałązka. Byłem u niego niedawno i bawiliśmy się w szpiegów.
Schowaliśmy się w szafie i podsłuchiwaliśmy jego siostrę jak się uczyła angielskiego. No i przy okazji dowiedzieliśmy się, że na pieprz mówi się peppa, czy jakoś tak.
Gałązka mówi, że jego sąsiad często wrzeszczy do swojej żony piep... o przepraszam... peppa się, a ona się wtedy wścieka - stąd wiemy, że to przekleństwo.

Teraz możemy sobie kląć do woli, a starzy sobie myślą, że my tak wspaniale znamy angielski...
Baśka nie zna obcych języków, więc nie wiedziała o co mi chodzi.
No to wytłumaczyłem jej po polsku, żeby pobawiła się ze mną w wyścigi, albo w plucie do celu, ale ona nie i nie, tylko jakieś wózeczki, laleczki i takie tam pierdółeczki.
Całe szczęście, że zaraz przyszła mama i uwolniła mnie od tej niedouczonej nudziary.

Nie dość, że się tyle nacierpiałem w przedszkolu, to jeszcze w domu mama kazała mi być cicho, bo tatuś się rozchorował.
Mama powiedziała, że na imprezie popijał grzybki adwokatem i teraz mu się odbija jajkami.
Hmmm... mnie się zawsze odbija buzią... no ale może z dorosłymi jest inaczej... musiałem iść do taty i sprawdzić jak to wygląda.

Mama zrobiła mi właśnie jajecznicę więc złapałem talerz i poszedłem do taty.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie mógł na mnie patrzeć, bo jak tylko wszedłem do pokoju to się zerwał, jakbym wywalił na niego tą gorącą jajecznicę.
Myślał, że się przede mną schowa, ale doskonale widziałem jak leciał do łazienki.
No to poszedłem za nim, bo przecież musiałem opowiedzieć chłopakom jak to jest, jak się komuś odbija jajkami.
Niestety... mój kochany tatuś zamknął się przede mną, a przez drzwi usłyszałem tylko jakieś "BŁE, BŁE!"
Obraziłem się na niego... jak się mnie brzydzi i na mój widok mówi "BŁE", to sobie pomyślałem "PEPPA SIĘ" i poszedłem do swojego pokoju....

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » sob maja 07, 2022 3:48 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXV

Doszliśmy z chłopakami do wniosku, że zbyt częste stanie w kącie zdecydowanie nie sprzyja naszemu rozwojowi.
Postanowiliśmy coś z tym zrobić i po kilkudniowych obradach wymyśliliśmy, że będziemy udoskonalać nasze zdolności manualne.
Każdy kto trafi do kąta będzie lepił z plasteliny bałwanka, a potem zorganizuje się jakąś wystawę.
Tacy jesteśmy pracowici, że do obiadu zużyliśmy cały zapas plasteliny więc trzeba było znaleźć jakiś inny budulec.
Gruby Artur stanowczo zaprotestował przeciwko lepieniu bałwanków z ziemniaków więc znów mieliśmy problem.

Siedliśmy sobie grzecznie przy stoliku i zaczęliśmy dumać.
Aż się pani zdziwiła, że tak jakoś dziwnie się zachowujemy.
Phi... od razu dziwnie... już dawno powinna się przyzwyczaić do tego, że jak Grześ Klapidupa intensywnie myśli to dłubie w nosie, a Letki Maniek robi zeza.
Kiedyś nawet wylądował za zeza w kącie... właściwie to nie za zeza, a za kominiarza.

No bo byliśmy z panią na spacerze i tak się nieszczęśliwie złożyło, że natknęliśmy się na kominiarza.
Maniek był wtedy w stanie głębokiego, zezowatego zamyślenia i nie pomyślał, że trzeba się wtedy złapać za swój guzik.
No i capnął chłopa, tyle tylko, że gały miał tak rozbiegane, że trafił na rozporek...
Ale kij z kominiarzem... przestraszył się Letkiego Mańka, za to pani tak się wkurzyła, że Maniek aż do obiadu stał w kącie.
To były czasy...
No dobra... tymczasem tak sobie siedzieliśmy i gapiliśmy się na siebie, a czachy to nam prawie dymić zaczęły i nawet nie zauważyliśmy jak Grześ ulepił bałwanka z tego, co wydłubał z nosa.
Ha! Tego materiału to nam raczej nie powinno zabraknąć, a nawet gdyby, to sobie będziemy pożyczać.

Śliczny ten Grzesiowy bałwanek... już sobie stoi w kąciku... na razie jest samotny, ale jestem pewien, że jutro będzie ich całe stadko.
My to jednak jesteśmy genialni... założę się, że żaden dorosły nie wpadłby na pomysł, żeby z kozy zrobić bałwana...
Trzeba będzie pomyśleć o jakichś fajnych zaproszeniach na wystawę...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » ndz mar 20, 2022 11:48 am

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXIV

Niedawno Puckowi urodziła się siostra.
Mama pojechała do cioci Basi na kilka dni, żeby jej pomóc przy małej - o matko! - Scholastyce... Pucek i Tyczka... pięknie...

Zostaliśmy z tatą sami w domu.
Wszyscy wiedzą, że faceci powinni się wspierać w trudnych chwilach więc postanowiłem spać dzisiaj z tatą - niech chłopina wie, że na mnie może zawsze liczyć.
Tata, niby taki twardziel chciał mnie spławić, ale się nie dałem.
Inna sprawa, że chciałem dłużej pooglądać telewizję, no ale tego już nie musi tata wiedzieć.
I tak guzik z tego skorzystałem, bo usnąłem.
Takich koszmarów, jak z tatą w łóżku to jeszcze nie miałem.
Śniło mi się, że bawiłem się w piaskownicy z Jolką (tą, co ma jednego zęba). Już samo to było straszne, ale jeszcze nie najgorsze.
Nie mieliśmy wiaderka, tylko nocniki i robiliśmy babki z tego, co w nich było.
Jak jej zrobiłem jedną malutką babeczkę na głowie, to się wkurzyła i zaczęła rosnąć i rosnąć i tak strasznie sapała, że aż mnie obudziła.

Okazało się, że to nie Jolka tak jęczała, tylko jakiś facet w telewizorze.
Jakiś czubek to był, bo się lalką bawił. W życiu nie widziałem, żeby chłop wolał lalki od samochodzików...
Chociaż w sumie to może on chciał ją jakoś ogarnąć, bo to straszne czupiradło było...
Wcale się nie dziwię, że chłop tak jęczał, bo mnie na jej widok zachciało się płakać...
Kłaki nie dość że miała rude, to jeszcze rozczochrane, gęba rozdziawiona, jakby ziewała, a w dodatku ktoś jej pół tyłka wyrwał.
Widziałem, bo ta ohyda goła była. A balony to miała nawet większe niż ciocia Basia, choć do tej pory myślałem, że to niemożliwe.

Chciałem zapytać tatę, co to za kretyński film, ale tata spał.
No to ja też poszedłem spać, ale wcześniej wyłączyłem telewizor, bo by się chłop do rana wykończył, a i z lalki nie wiadomo co by zostało.
Przy śniadaniu, jak zapytałem tatę co to był za film to myślałem, że mu parówki oczami wylezą - takie zrobił gały.
Jak już się przestał krztusić, to powiedział, że to właściwie nie lalka, tylko taki balonik i pewnie pan dmuchał go dla swojej córeczki.

No... może i tak, w takim razie musiała mieć wentylek na tyłku, bo tam ją facet dmuchał. Jak mama wróci, to ją poproszę o takiego balona...
zrobimy z chłopakami zawody baloniarskie...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » wt mar 15, 2022 9:13 am

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXIII

Dzisiaj w przedszkolu było super.
Podobało nam się dlatego, bo zaraz po śniadaniu pojechaliśmy na cały dzień do radia. Zaprosiła nas tam mama Maćka, która jest dziennikaczką, czy jakoś tak.
Przez całą drogę zastanawialiśmy się z chłopakami, co ona tam właściwie robi, ale nic mądrego nie udało nam się wymyślić, no bo raczej nie telepie się po radiu i nie robi "kwa kwa". Doszliśmy do wniosku, że musi mieć krzywe nogi, ale to się sprawdzi już na miejscu.

Pani Maciejowa czekała na nas przy wejściu, ale jak na złość miała na sobie jakąś szmatę do kostek.
Nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko sprawdzić naszą teorię podstępem. Sposób znaleźliśmy od razu.
Podłoga była tak wyszmacona, że aż błyszczała więc Letki Maniek miał się rozpędzić i na brzuchu wjechać jej między nogi.
Bawiliśmy się tak w przedszkolu wiele razy i Maniek zawsze jechał najdalej.
Ale kurde frans, te radiowe kafelki jakieś felerne musiały być, bo owszem, Maniek wykonał cacy-ślizg, ale zatrzymał się jakieś dwa kroczki za panią dziennikaczką.
Maniek letki jest, tośmy go chcieli do niej dodmuchać, ale nie dało rady.
Na drugi ślizg nie było na razie szans, bo przyjechała winda i pojechaliśmy na górę.

Dziwne to radio... wygląda jak zoo, tylko zamiast klatek są szklane ściany. No... może nie wszystkie, ale sporo. Nic ciekawego...
Najbardziej to nas zainteresował automat do kawy.
Pani z dziewczynami poszła dalej, a my z chłopakami postanowiliśmy sprawdzić, czy działa. Gruby Artur dostał od mamy dwa złote na coś do jedzenia, no ale przecież pić też trzeba.
No to wrzucił te dwa złote do dziury i nacisnął guzik z jakimś klockiem, co wpada do kubeczka.
Trochę się przestraszyliśmy, bo coś zaczęło bulgotać i charczeć, ale jako prawdziwi mężczyźni dzielnie czekaliśmy, co się stanie.
Ale żeśmy się w mordę nażłopali... nikt nam nie powiedział, że trzeba kubeczek podstawić...
Dobrze, że zdążyliśmy się odsunąć, tylko Arturowi trochę gacie zachlapało. Zwiewaliśmy tak szybko, że ledwo wyrobiliśmy na zakręcie. No... prawie...
Letki Maniek odbił się delikatnie od jednej szyby... całe szczęście, że to nie był Gruby, bo by szyba raczej nie wytrzymała.

Dobrze że te pokoiki są przeszklone, bo inaczej moglibyśmy nie znaleźć naszej grupy, a tak zobaczyliśmy ich od razu.
Jak tylko weszliśmy nasza pani tak się śmiesznie zmarszczyła (wyglądała jak zużyty dupny papier) i kazała nam być cicho, bo zaraz zaczną się wiadomości.
Myślała, że nas w konia zrobi, ale nie z nami takie numery! W pokoju nie było ani radia, ani telewizora, tylko stół na środku pokoju, nad nim wisiał mikrofon z lampką, a za szybką obok siedział jakiś kurdupel przy ekstra sprzęcie.
Pomachał do nas, więc mu odmachaliśmy. Tak sobie wywijaliśmy tymi łapami, aż wreszcie się zorientowaliśmy, że facet chyba muchę odgania, bo tak jakoś nerwowo tą ręką wymachiwał.

Zauważyłem, że przy mikrofonie zaświeciła się czerwona lampka, a mama Maćka zaczęła coś gadać... nie rozumiem, co nas może obchodzić, że ktoś tam przyjechał, kogoś złapali, że w Gdyni wieją hura-jakieś wiatry.
He he... wiatry to własnie Gruby Artur zaczął produkować, i to od razu z pieronami! A śmierdzące, że o matko!
Pani dziennikaczka się zapowietrzyła, facetowi szybka zaparowała, a młody Gałązka zaczął rechotać. Zapytałem Artura, czy mu przypadkiem wątroba nie gnije, bo jak kiedyś moja mama zrobiła na obiad wątróbkę, to był taki sam smród.

Nasza pani to nas chyba nie lubi, bo wcale się nie przejęła tym, że Arturo może być ciężko chory, tylko nas wywlekła z pokoju za uszy.
Szkoda mi go... nie dość że się na nocnik nie mieści i ma chorą wątrobę, to jeszcze będą mu radary odstawały.

Całe szczęście, że pani tak szybko leciała do wyjścia, że nie zauważyła plamy przy automacie. Jeszcze by rodzicom naskarżyła i mielibyśmy ciepło.
W sumie nawet nieźle było, tylko trochę się wkurzyliśmy, bo dalej nie wiemy, czy mama Maćka ma krzywe nogi. Ale to się sprawdzi, jak przyjdzie po niego do przedszkola.
U nas są lepiej wyślizgane podłogi...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » sob mar 12, 2022 10:06 am

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXII

Nie podobało mi się to cholernie, jestem wkurzony i w ogóle popieprzone to życie.
A wszystko przez panów Policjantów. Myślałby kto, że to tacy przyjaciele dzieci, w mordę. Mama mi zawsze powtarza, że jak się kiedyś gdzieś zawieruszę, to mam w te pędy szukać policjanta. No... na pewno... już się rozpędziłem...
A miało być tak fajnie...

Nasza genialna pani ubzdurała sobie, że będzie zapraszać do przedszkola różnych ludzi, żeby nam opowiedzieli o tym, co robią. No i dzisiaj padło na policjanta.
Zwaliła się ich cała chmara: dwóch facetów i jedna babeczka.
Mój tata mówi, że policjanci zawsze chodzą trójkami, bo jeden umie pisać, drugi czytać, a trzeci pilnuje uczonych.
Już chciałem zapytać, który jest ochroniarzem, ale nie zdążyłem, bo zaczęli gadać. Takie tam sruty pierduty.
Fajnie się zrobiło jak nam pokazali swoje pały. Mogliśmy je nawet potrzymać.
Gruby Artur chciał się popisać przed rudą Mariolką i zaczął nią (pałą nie Mariolką) wymachiwać na wszystkie strony.
Chyba miał łapy masłem usmarowane (dopiero co wtrząchnął czwartą kanapkę), bo mu się wysmyknęła i walnęła prosto w policjanta. Aż się biedny jąkać zaczął.
Złożył się nagle jak scyzoryk i wystękał: "mo-je-ja-ja". Ciekawe co chciał powiedzieć.

Ten jego kumpel, dzyndzel niewychowany, nie dał mu skończyć, tylko wyciągnął jakieś biało-czerwone patyki i powiedział, że to lizaki.
No tośmy się z chłopakami na nie rzucili, żeby je dokładnie obadać. Cwaniaki, kurde frans... zaczęli je lizać, tylko ja taki głupi chciałem od razu kawałek uchamrać....
No i udało mi się, tyle tylko, że zamiast lizaka połknąłem pół swojego własnego zęba.
Naprawdę świetny kawał... dawać dzieciom stare, francowate, twarde lizaki.
Nie mam pojęcia, jakie jeszcze niespodzianki przygotowali dla nas gliniarze, bo nawet nie wiem kiedy, wylądowałem u dentysty.
Jestem poważnym mężczyzną, ale na widok białego fartucha zupełnie się rozklejam.

Pan doktor prosił, żebym otworzył buzię, później groził, że sobie język odgryzę, a jeszcze później obiecał, że jak będę grzeczny, to mi da lizaka!
No to wtedy nie wytrzymałem i mu nasmarkałem na rękaw.
No... może nie specjalnie, tylko jak ryczałem to mi taki tyci-glutek wyskoczył...
Jak zobaczyłem jego minę, zacząłem rechotać, no i cwaniak wykorzystał moją słabość i zajrzał mi do paszczy.
Wkurzył się na mnie, bo kiedy zapytał, gdzie mam te pół zęba, to mu grzecznie odpowiedziałem, że w dupie.
Nie wiem, o co mu chodziło, bo przecież do tej pory na pewno już tam dotarł.
Pan dentysta powiedział, że jestem gówniarz niewychowany i mam przyjść do niego z mamą i z zębem.
Dobrze, że dziś na obiad był groszek, będzie mi go łatwiej znaleźć.

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » ndz lip 04, 2021 10:24 am

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XXI

Dziś pierwszy raz jechałem autobusem! I to sam z kumplami!
Muszę przyznać, że trochę się rozczarowałem: to nie było nic aż takiego wielkiego jak mnie mama straszyła, ale i tak było fajnie.
Wszystko przez to, że miałem jechać do babci, a tacie zepsuł się samochód.
Mama nie mogła ze mną jechać więc najpierw naprzeklinała na tatę i na jakiegoś starego gruchota, a potem zaczęła biadolić jaki to ja mały jestem i że nie dam rady sam jechać autobusem.
No kurde felek, ja mały?!?
Najwyżej trochę niewyrośnięty, a małego to niech ona sobie w rodzinie poszuka.
Postanowiłem potrenować.
Zebrałem chłopaków i postanowiliśmy, że następnego dnia się gdzieś przejedziemy.
Akurat pod przedszkolem jeździ autobus i nawet się tam zatrzymuje więc nie musieliśmy daleko szukać.

Na drugi dzień uciekliśmy z leżakowania, stanęliśmy na przystanku i czekamy.
Najpierw do Gałązki się jakaś baba przyczepiła i zaczęła go ochrzaniać, że nieładnie jest pluć na chodnik.
No dobra, Gałązka zaczął pluć na asfalt, ale to też tej starej nie zadowoliło.
Chomiczka pierniczona! Duży Fred zawsze mówi na takie stare babcie "chomiki".
No to muszę przyznać, że dzisiaj to był Dzień Chomika w Okularach, bo jak wsiedliśmy do autobusu to tam były same stare babcie w okularach.
I na domiar złego wszystkie mały takie szerokie tyłki, że nie mieliśmy gdzie usiąść - jedna zajmowała średnio półtora siedzenia, a te pozostałe pół zajmowały jej siatki.

Trochęśmy się przestraszyli, że od tego jeżdżenia też nam takie urosną, ale potem otrzeźwiałem: Gruby Artur przecie nie jeździł autobusem, a wcale od tych babek szerokością się nie różnił.
Kiedy ruszyliśmy zobaczyłem, że przy drzwiach stoi jakiś facio z torbą przerzuconą przez plecy.
Torba była pęknięta, a przez otwór wystawał mu kawałek reklamówki.
Zapuściłem zeza do środka i okazało się że facet wiezie całą reklamówkę jajek i... w morde jeża jeszcze trochę i je pogubi.
Chciałem być uczynny i mu to powiedziałem, tyle że gościu jak usłyszał, że jajka mu wystają to najpierw zrobił się czerwony, potem złapał się za rozporek i szybko wysiadł.
Dziwne.
Ale jeszcze dziwniejszą rzecz zrobił Artur.
Najpierw dał nam kawałek czegoś i spytał czy to plastelina.
Po zapachu nie było czuć, ani po smaku, ale lepiło się konkretnie.
Jak się dopytywaliśmy skąd on to ma to się tylko uśmiechnął i powiedział, że zaraz pokaże, a jak mu pomożemy to zrobimy na tym interes życia.
Z pierdzeniem nam nie wyszło to otwieramy plastelinowy biznes.
Tylko że jak nam pokazywał, to autobus nagle przyhamował.
Gałązka rozwalił sobie nos o poręcz, a Arturo, jako że stojąc i leżąc jest tego samego wzrostu, więc nie stwarza dużych oporów przy toczeniu, dotoczył się aż do kierowcy i zaklinował między siedzeniem a pedałami.
No i tu nasza przejażdżka się skończyła, bo wyszło że do jechania to bilety są potrzebne, a tak w ogóle, to nie wiemy na jakiej ulicy wsiedliśmy i jesteśmy za młodzi i tak dalej.
Resztę dnia spędziliśmy na komisariacie, gdzie po jakimś czasie odebrały nas nasze mamy.
Żałuję tylko, że się nie dowiedziałem skąd u Grubego Artura w tyłku plastelina...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » wt cze 29, 2021 7:04 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XX

... ja nie chcę mieć dzieci!
Dziś miałem okazję pobawić się w niańkę i wcale mi się to nie podobało.
A było to tak: mama Młodego Gałązki i moja umówiły się na zakupy.
Nas ze sobą nie brały bo byśmy się tylko wynudzili w sklepie, a i tak nas do niego nie wpuszczają od kiedy Gałązka wysikał się w przebieralni (wtedy myślał że to ubikacja), a mnie wybuchła butla z kolą prosto na półki z jakimś Wersaczem.
Już mieliśmy przed oczami parę godzin zupełnej wolności, kiedy okazało się, że z mamami idzie ich koleżanka.
Koleżanka to jeszcze nic strasznego (niektórzy twierdzą inaczej) ale ona przyprowadziła swojego synka.
No to mama w przypływie wątpliwego geniuszu stwierdziła, że jesteśmy już na tyle duzi, że trzylatkiem to się możemy zaopiekować.
No to mały został z nami, a mamy z koleżanką wyszły.

Do opieki podeszliśmy metodycznie, tak jak robili to policjanci w jakimś filmie - najpierw zaczęliśmy ustalać tożsamość: tożsamość stwierdziła że nazywa się Potuń Pukimuki, ma 3 latka i całe szczęście jest chłopczykiem.
Po ustaleniu tych ważnych szczegółów przystąpiliśmy do opieki nad wyżej wymienionym. Tyle że nie bardzo wiedzieliśmy jak to się robi.
Gałązka powiedział że trzeba go czymś zająć, tylko my już dawno wyrośliśmy z wieku dziecięcego i za nic nie wiedzieliśmy czym tu zainteresować smarkacza.
Gałązka wpadł na pomysł, że może warto by go nauczyć mieszać błoto - tylko pytanie skąd je wziąć?
Na dwór wyjść nie mogliśmy a w domu błota jak na lekarstwo.
Na szczęście Potuń znalazł sobie zajęcie w postaci naszej kuchenki gazowej.
Nie zajęło go to na długo bo po minucie nie było na niej ani jednego palnika, a wszystkie pokrętła znalazły się w akwarium.
O ile dobrze pamiętam to mama Gałązki strasznie się wkurza jak ktoś dotyka kuchenki, więc postanowiliśmy uratować małemu skórę.
Ja wyławiałem pokrętła, Gałązka wyciągał palniki zza lodówki, a Potuń w tym czasie zajął się wyrywaniem kwiatków z doniczek.
Zanim doprowadziliśmy kuchenkę do ładu, w domu już tylko kaktusy zostały.

Jak już nie było co wyrywać młody znowu wpadł do kuchni, z szuflady pod kuchenką wygrzebał młotek i poszedł się bawić z kotkiem Gałązki.
Kotkowi jak widać nie bardzo przypadła do gustu ta zabawa bo wlazł pod szafę tak że tylko ogon mu wystawał.
Potuń bardzo chciał się z ogonem pobawić, ale że ten ogon bardzo prychał i miauczał, to dał sobie spokój i zaczął rozbijać kafelki w łazience.
Popatrzyliśmy z Gałązką po sobie i postanowiliśmy coś zrobić, bo jeszcze chwila i mój najlepszy kumpel straci dom.
Szybko zamknęliśmy drzwi do łazienki i przystawiliśmy je fotelem.
Jak się okazało, nie było to zbyt skuteczne bo w łazience był otwór wentylacyjny na tyle mały, że Potuń przez niego się przecisnął i wyszedł przez ubikację.
Na szczęście trochę się uspokoił, bo w łazience pozjadał wszystkie szminki i popił Cilitem, więc trochę dziwnie mu się odbijało.
Korzystając z chwilowej przerwy Gałązka skoczył po sznurek, zrobiliśmy pętlę i złapaliśmy Potunia za szyję.
On wyczuł, że coś jest nie tak, ale jak próbował ją ściągnąć to zacisnął węzeł i sznurek nie chciał zejść.
Wykazując się błyskawicznym refleksem drugi koniec sznurka przywiązałem do kaloryfera w sypialni.
Potuń się wściekł i zaczął wyrywać klepki z podłogi a potem w nas nimi rzucać.

Akurat podłoga się kończyła, kiedy do domu weszły nasze mamy.
O rany, w życiu tak nie dostałem.
Najpierw mama Potunia zwyzywała nas od morderców, kanaliów i barbarzyńców, potem mnie stłukła moja mama a Gałązkę jego mama.
Tłukł nas też Potuń, ale jego mama poprosiła żeby tego nie robił bo się spoci.
Nawet nie próbowaliśmy się tłumaczyć bo ta mała gnida najpierw zrobiła oczy w stylu "jelonek bambi" a potem z płaczem zaczęła swojej mamie opowiadać jacy to my niedobrzy bo nie daliśmy się mu pobawić.
Potem razem wyszli wielce obrażeni.
Jak słowo daję, nigdy więcej bachorów...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » ndz cze 27, 2021 4:22 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XIX

...czasem to można się głupio przestraszyć.
Jako, że dziś niedziela przyjechała do nas w odwiedziny ciocia Basia ze swoim synkiem Puckiem (swoją drogą jakby mi dali na imię Nepomucen to bym się chyba pod ziemię zapadł).
Pucek jest jeszcze mały ale całkiem do rzeczy gość, całkiem przypadł mi do gustu.
Pogadaliśmy se trochę o sprawach zawodowych i okazało się, że na mieszaniu błota zna się całkiem nieźle, nawet opisał mi nową, bardzo ciekawą metodę doboru proporcji ziemi do wody, i już mieliśmy iść się bawić kiedy moja mama wpadła na genialny pomysł że pójdziemy do kościoła.
Jakoś niespecjalnie lubię tam chodzić, ludzie bez żadnego powodu wstają, klękają, siadają i zupełnie znienacka śpiewają (żeby chociaż coś ładnego, ale czasem to tak wyją, że się tylko rozglądam czy gdzieś wilki się nie zjawią).
Potem jeszcze dają kasę na bilet, a kiedy ksiądz wreszcie powie "Idźcie ofiary do domu" wychodzą i się cieszą że zrobili dobry uczynek.
Nie wiem co dobrego w tym wszystkim, ale skoro tak lubią to pies ich trącał.
I tu wyszła cała historia, bo Pucek jeszcze w życiu nie był w kościele i co więcej nigdy o czymś takim nie słyszał, więc ja, jako znacznie od niego starszy (całe półtora roku) postanowiłem dyskretnie się nim opiekować.

Poszliśmy we czwórkę, tzn. ja, mama, ciocia Basia i Pucek.
Heca zaczęła się już przed kościołem bo Pucek zaczął się dopytywać co to za zamek i czy tam przypadkiem nie mieszka Gargamel.
Oczywiście wszyscy zapewniliśmy go że nie, ale to go nie przekonało.
Potem rozbeczał się jak usłyszał nasz chór kościelny, bo ubzdurało mu się, że tam jednak mieszka Gargamel i właśnie gotuje Smerfy na zupę a la Smerf i to one tak żałośnie lamentują.
Tylko zdążyliśmy go uspokoić Pucek wpadł w histerię bo zobaczył jak nasz ksiądz wyleciał z półmiskiem żeby zebrać kasę za wstęp.
Prawdę powiedziawszy wcale mu się nie dziwię.
Gdybym nie wiedział, co to za heca, też bym się przestraszył, tym bardziej że nasz ksiądz chodzi ubrany na czarno, a z fizjonomii to taki podobny do Gargamela jakby tym rysownikom pozował.
Ciocia i mama złapały Pucka dopiero przy trzecim skrzyżowaniu.
Próbowały go zaciągnąć z powrotem, ale w życiu by im się nie udało gdybym mu nie wytłumaczył, że to trochę głupio dać kasę za wstęp, a potem wyjść przed końcem.

Jak wróciliśmy to akurat był ten moment jak ksiądz sobie kielona wycierał żeby se alpagę walnąć, ale jak zwykle ludzie są niecierpliwi i nie poczekali aż skończy, tylko od razu polecieli tam do tego stołu żeby dał i im.
Pucek nagle nabrał odwagi i też chciał lecieć, ale ciocia przetłumaczyła mu że jest za młody.
No to Pucio się wnerwił i powiada, że skoro tak, to niech mu zwrócą za jego bilet.
Niestety kasa za wejście nie zwraca, bo tam nawet nie ma kasy.
Zysk jednak był z tego taki, że jak Pucek poleciał do stołu żeby sie upominać o swoje to zobaczył, że ksiądz nie daje ludziom pić, tylko jakieś białe tabletki.
No cóż, nikogo z nas nie bolał ani brzuch, ani gardło, więc tabletki nie były nam potrzebne.
Ksiądz jeszcze sobie trochę pogadał, w końcu kazał wszystkim iść do domu.
No cóż, muszę przyznać że tym razem było ciekawiej niż zwykle, ale biorąc pod uwagę minę mojej mamy po wyjściu, chyba nieprędko znowu pójdziemy z Puckiem do kościoła.
A szkoda ...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:
Awatar użytkownika
Frankosio
AdminTechniczny
AdminTechniczny
Posty: 1678
Rejestracja: ndz cze 24, 2018 10:32 am
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował: 1833 razy
Otrzymał podzięk.: 3018 razy
Płeć: Mężczyzna

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka

Postautor: Frankosio » ndz cze 20, 2021 1:28 pm

Z pamiętnika porypanego przedszkolaka cz. XVIII

Ale jaja, niech ja skonam! Gruby Artur się zakochał.
I to w kim.., w tej rudej Marioli!
Muszę przyznać że na początku to mieliśmy z niego niezłą nabitkę, ale później zaczęliśmy chłopakowi współczuć, chodził smętny, nie bawił się, nie mieszał z nami błota, no po prostu cień człowieka (dosyć duży cień zresztą).
W końcu postanowiliśmy chłopakowi pomóc!
Najpierw staraliśmy się go uzdrowić: tłumaczyliśmy jak komu dobremu, że dziewczyny są głupie, nie umieją się bawić a co gorsza jak się takiej spodobasz to będziesz się musiał z nią ożenić i całować, normalnie ohyda.
A do tego jeszcze dziewczyny są takie że chcą mieć dzieci.
Ale Artur powiedział że ożenić się może, całować się nie zamierza, bo to facet rządzi w domu, a do roli rodzica jest już gotowy.
No trudno jego problem.

No to zaczęliśmy myśleć co zrobić żeby Mariola chociaż na niego popatrzyła.
A jak na złość to jej chyba okulary bardzo zmętniały bo patrzyła i rozmawiała ze wszystkimi, tylko nie z Arturem chociaż to zawsze jego najbardziej widać.
Zamontowaliśmy mu nawet żarówkę na czapce, ale to nic nie pomogło, Mariola zawsze patrzyła się w inną stronę.
Jak już zawiodły wszystkie sposoby, to poszliśmy po poradę do starszych.
Najpierw siostra młodego Gałązki tłumaczyła nam że jak chce się poderwać dziewczynę to trzeba być Romanem Tycznym, kupować kwiatki i chodzić do kina.
Do kina to Artur jeszcze by poszedł, ale kupować kwiatki?
Jakby na klombach mało tego sadzili.
A już zmiana nazwiska i imienia zupełnie nie wchodzi w grę.

No cóż, tym razem poszliśmy do dużego Freda żeby nam coś poradził.
On powiedział że po primo trza mieć gadkie, po sekundo fulkasy, a po tercjo to trza sie myć bo jak spod napleta jedzie to żadna laska pały nie wymlaska.
Zupełnie nie wiedzieliśmy co to znaczy, ale na wszelki wypadek umyliśmy Artura bardzo dokładnie.
Potem mieliśmy problem z gadką, bo Artur jakoś dziwnie się przy Marioli zapowietrzał, więc wymyśliliśmy, że weźmiemy Grzesia, zapakujemy do torby i to on będzie mówił, a Gruby Artur tylko ruszał ustami, a w tej torbie niby będą te fulkasy.
Potem daliśmy mu swoje kieszonkowe żeby mógł iść do kina i pomogliśmy zanieść torbę z Grzesiem pod drzwi Marioli.
Zadzwoniliśmy i szybko uciekliśmy.
Potem się okazało, że Artur przeżarł całą naszą kasę na lodach i się od tego rozchorował, a Mariola nie wiedzieć czemu lata teraz cały czas za Grzesiem Klapidupą i biedny Grzesio boi się wyjść z domu.
Ach ta miłość to niebezpieczna rzecz...

C.D.N...
:chmurka: Obrazek :vape: Only MTL :ok2:

Wróć do „Świat się śmieje, waper też…”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości