Krytyk na kacu pisze:Podobnie jak niektórzy po zasadniczej służbie wojskowej myślą, że są komandosami, a to nadal mięso armatnie. To była dopiero kasa wyrzucona w błoto. Gdybyśmy mieli nadmiar zasobów ludzkich, to można nadal szkolić takich "umieraczy" do zalewania przeciwnika masą, ale skoro mamy ograniczone zasoby ludzkie, to lepiej inwestować w sprzęt.
Zgadzam się. Na Discovery są ciekawe programy, gdzie wojny przedstawia się nie po działaniach, ale na przykładzie liczb. W Wietnamie przeżycie szeregowego liczyło się w sekundach, podoficera i oficera kilka sekund dłużej. Oczywiście chodziło o czas w czasie potyczki. Najzabawniejsze jest to, że zmiany technologiczne nie poprawiają statystyk, ale je wręcz obniżają. Kiedyś by ubić wroga trzeba go było albo widzieć lub wiedzieć gdzie jest. W drugą stronę to niestety też działało, albo widziałeś przeciwnika, albo wiedziałeś skąd przyjdzie. Teraz możliwości są tak duże, że możesz nie wychodząc z bazy prowadzić działania na terenie oddalonym o tysiące kilometrów. Amerykanie od dłuższego czasu wykorzystują taki sposób walki, na przykład używając dronów. Ani to zgodne ze sztuka wojenną, ani humanitarne, ale kto się tym przejmuje, liczy się efekt. Pojęcie mięsa armatniego odeszło już do lamusa.
Statystyki były i są przerażające dla nas. Zakup nowoczesnego sprzętu jest niemożliwy do realizacji z racji niebotycznych kosztów, a wyposażanie w sprzęt już od lat dostępnego bezsensowny, bo zostajemy w tyle zamiast pruć do przodu.
Tylko posiadanie bomby atomowej studzi zapędy, ale ja jej tu nie chcę. Pindolić taki straszak.