Tommy Black pisze:Można go nie lubić, nie cenić, wątpić w jego aktorstwo
Sylvestra Stallone pamiętam przede wszystkim jako Rocky’ego Balboa. „Rocky 1” zachwycił mnie. Przeciętny, o autystycznej osobowości, małomówny bokser, walczący do tej pory w podrzędnych klubach i za marne pieniądze, dostaje swoją szansę - otrzymuje propozycję stoczenia pojedynku o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej z obecnym mistrzem. I teraz następuje najlepsze. Widzimy jak ten mężczyzna przygotowuje się do walki. Do dzisiaj pamiętam sceny z filmu, gdy Rocky o bladym świcie zaczynał biegać, potem trenował w rzeźni, a w tle fantastyczna muzyka. Kibicowałam mu, widziałam w nim człowieka, który walczy o swoje marzenia i to było piękne, bo niosło pozytywny ładunek emocji i wiarę, że jeśli na czymś nam zależy, to ciężką pracą to osiągniemy. Do dzisiaj jest we mnie ta dziecinna wiara, ale mniejsza o to. Film, z tego co sobie przypomniałam, zachwycił nie tylko mnie, ale zdobył trzy Oscary, moim skromnym zdaniem zasłużone, bo nigdy go nie zapomniałam i tak sobie żyje we mnie do dzisiaj.
A tu sobie popatrzcie i posłuchajcie:
https://www.youtube.com/watch?v=TnqZl_blT7E
https://www.youtube.com/watch?v=WP10GRrVRrY