Historia pewnej piaskownicy

Historia pewnej piaskownicy

W pewnym mieście na placu zabaw małego osiedla była sobie piaskownica. Spora. Codziennie bawili się w niej dwaj mniej więcej sześcioletni chłopcy, nazwijmy ich T. oraz F. (prawdziwe imiona znane redakcji). Tak naprawdę pierwszy był w niej tylko T. i rządził niepodzielnie, ale po jakimś czasie musiał ustąpić nieco miejsca F. Dlaczego? Bo okazało się, że F. też był silny i miał sporą metalową łopatkę, którą bardzo zgrabnie potrafił wywalczyć sobie przestrzeń do zabawy. Chcąc nie chcąc T. musiał się nieco wycofać, choć i tak miał bardzo dużo miejsca i mógł budować swoje zamki i inne budowle. Czasami obrzucali się piachem, czasem burzyli sobie nawzajem babki, ale to było takie przekomarzanie, ponieważ każdy z nich miał starszego brata, kilkunastolatka. A wiadomo, że z takimi lepiej nie zadzierać.
I wszystko byłoby niewarte opowiadania, gdyby nie to, że któregoś pięknego dnia pojawił się w rogu piaskownicy nowy mały mieszkaniec osiedla. Nazwijmy go W. Trochę inny, bo mający lekko skośne oczy, no i zdecydowanie mniejszy, bo miał chyba niewiele ponad dwa latka. Prawdopodobnie pochodził z dość biednej rodziny, bo łopatkę miał małą i plastikową, a wiaderko powgniatane i chyba nawet pęknięte. Ciuchy też miał takie jakieś lumpeksowe, a nie markowe, jak pozostali dwaj. Była jeszcze jedna, bardzo zadziwiająca różnica – W. pachniał, podczas gdy T. zwyczajnie śmierdział, a F. też rozsiewał jakiś podejrzany zapach.
Nieco przestraszony W. wszedł do piaskownicy i usiadł w samym narożniku. Skulony zaczął się bawić, dbając o to, aby za bardzo nie podnosić wzroku. Trzymał się z dala od budowli T. i F., bo instynktownie czuł na sobie groźny wzrok dwóch małoletnich bazyliszków, którzy samym spojrzeniem chcieli przestraszyć intruza. Nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego tak patrzyli. Piasku w piaskownicy było sporo, a W. był w kąciku i zajmował niewiele miejsca.
Aliści po kilku dniach dwaj starsi zauważyli, że W. zaczyna sobie coraz odważniej poczynać. Już nie siedział w kąciku, tylko zaczął zagarniać do siebie trochę więcej piasku. Miał jednak krótkie łapki, marną łopatkę i nie sięgał daleko, tak więc duże zamki T. i F. były nadal poza jego zasięgiem. Ci dwaj jednak poczuli się chyba zagrożeni i postanowili powiedzieć o intruzie starszym braciom, zwłaszcza że zauważyli, iż W. rośnie szybciej, niż im się pierwotnie wydawało. Oni z kolei poskarżyli się rodzicom. Nietrudno się domyślić, że rodzice T. i F. byli znacznie bardziej wpływowi na osiedlu niż nowi lokatorzy, rodzice małego W. Zapałali świętym oburzeniem i postanowili działać. Wykonali kilka telefonów w kilka miejsc i któregoś dnia na tablicy przy piaskownicy zawisło ogłoszenie Rady Osiedla, w którym stało co następuje: „Od maja 2016 w piaskownicy bezwarunkowo mają prawo się bawić T. oraz F. Jeśli ktoś inny będzie chciał skorzystać z piaskownicy, będzie musiał uzyskać zgodę rady osiedla, o którą należy wystąpić na pół roku przed planowanym wejściem na plac. Ponadto będzie musiał wykonać badania bezpieczeństwa wiaderka i łopatki i uzyskać na nie atest, który kosztuje 10 tysięcy złotych. Atest obowiązuje tylko na konkretny egzemplarz wiaderka i łopatki. Każda zmiana konstrukcji wiaderka (np. wymiana uchwytu) wymaga uzyskania kolejnego atestu. Pojemność wiaderka ograniczona jest do 10 ml.”
I tak od maja 2016 w piaskownicy bawili się tylko T. i F. Ktoś może spytać: a co się stało z małym W.? Opuścił oczywiście piaskownicę, bo rodziców nie było stać na atesty. Niektórzy mówią, że skombinował skądś trochę piasku i bawi się gdzieś w swoim pokoju czy też w piwnicy. W każdym razie T. i F. mogą spać spokojnie. Rada Osiedla będzie czuwać, aby nikt im nie zmącił spokoju.
Powiecie pewnie, że to nieszczególna bajka. No niestety, radosne bajki były w innych czasach, gdy nie było jeszcze Rady Osiedla. Tam, gdzie rady osiedla rządzą, nie ma wesołych miasteczek, są tylko smutne miasteczka.

Uwaga: wszelkie podobieństwo do sytuacji rzeczywistych jest całkowicie przypadkowe. I tej wersji będę się trzymał, Wysoki Sądzie. Taka jest moja opinia i ja się z nią zgadzam.

 
Źródło: blog Starego Chemika
 


 Stary Chemik
 01.04.2015r.